Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom II 244.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.
—   240   —

mierza, który z oczyma spuszczonemi, słuchał niemal zawstydzony. Wynosił jego rozum, naukę, miłość sprawiedliwości, waleczność, łagodność, miłosierdzie, chętne wybaczanie uraz, skromność, szczodrobliwość, zamiłowanie w pracy, cierpliwość.
Ziemianie słuchając coraz to mruczeniem, szmerem, okrzykami mu potakiwali. Gdy biskup długą swą skończył mowę, książe wzruszony zrazu odpowiedzieć nie mógł, łzy mu z oczów płynęły. Wreście począł słabym głosem.
— Nie pierwszy to raz miłości waszéj dowody mi dajecie — rzekł — wiodąc mnie na pokuszenie władzy, któréj ja nie pragnąłem i nie pragnę. Przypomnijcie sobie że niektórzy z was Swiatosław, Jaksa i inni, ciągnęliście mnie już abym to sławne państwo objął za żywota brata mojego Bolesława. Odrzuciłem wówczas nagabanie to, przenosząc miłość i wierność bratu nad urok potęgi znikoméj. Albowiem kto na brata godzi jakby sam na siebie uderzał. Jeżelim naówczas młodszym będąc, nie chciał się zmazać niewiarą cóż dzisiaj?
Godziłożby się iść tą drogą do władzy? nastawać na wygnanie starszego brata, który mnie kocha, i pozornéj wielkości poświęcać poczciwość? Sami badźcie sędziami.
Biskup nie dał mówić mu dłużéj.
— Miłościwy książe — przerwał — cale ina-