Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom II 251.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.
—   247   —

wał, spostrzegł posmutniałe i zmienione lice, począł go pocieszać i krzepić, ale Kaźmierz zamknął mu usta.
Nie prędko wyszedł znowu do zgromadzonéj starszyzny. Tu, jakby sobie na to słowo dano, nie wznowiono rozmowy, nie nalegano; przyjęto go jak pana w milczeniu. Ziemianie według danych im przez Biskupa i Wojewodę skazówek rozjeżdżać się zaczynali.
U stołu wieczornego gdy zasiedli, Biskup za gaił[1] rozmowę o świątobliwych sprawach innych panów i królestw, o kościołach, klasztorach, relikwiach świętych, budowaniu gmachów na chwałę Bożą jakich w Polsce nie widziano.
Kaźmierz mocno się tém zajął. Przeszedł czas na opowiadaniach o ziemi włoskiéj, niemieckiéj i francuzkiéj, o nowych na krzyżowe wyprawy przygotowaniach.
Ku końcowi tylko, gdy się rozejść mieli, gdyż pobożny Biskup chciał wieczorne godziny odprawić, rzekł do księcia.
— Dziękujemy wam za obietnicę. Weźmiesz książe koni ile zechcesz, a my we dwu nieodstępnie towarzyszyć Wam będziemy. Choćby bez orszaku, pójdziemy z Tobą.
Tak się rozstali.

Gdy się to na zamku działo, w chacie zajmowanéj przez wdowę, nowa się napaść na księcia gotowała i nowe dlań niebezpieczeństwo. Nie bez

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; powinno być – zagaił.