Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom II 256.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.
—   252   —

— Za młody na to jest! — rzekł Wichfried[1] Dorota niby nie zrozumiawszy, ciągnęła daléj.
— Będę na was czekała do nocy — rzekła — wprowadźcie mnie tylko, nie lękajcie się o mnie ni o niego.
Wichfried nie przyrzekał jeszcze, ona nacierała.
— Musicie to uczynić dla mnie. Uśmiechali się ku sobie. Dorota poczęła coraz zuchwaléj.
— Miałam opiekuna w starym, Wojewodzie Szczepanie, Biskup się gorszył tą opieką i klątwą mu zagroził — nic mi już po tym trupie!
— Biskup gotów potém mnie i księcia wyklinać — rzekł Wichfried.
— Czyście żonaci? — spytała wdowa.
— Ja nie.
— Niema więc za co, bo wam szukać sobie niewiasty nie grzech, a książętom dużo wolno! Jam téż już stara i ktoby tam o mnie myślał! — dodała śmiejąc się sama.
Wichfried ujął ją za rękę białą, nie wyrwała mu jéj, zbliżył się jeszcze, nie uchyliła się, owszem skorzystała z tego aby mu coś do ucha szepnąć żywo, i wnet z siedzenia wstała, jakby już swego pewną była.
— Teraz sobie na koń siadajcie, — dokończyła — a wieczorem przyjdziecie po mnie.

Posłuszny jak dziecko Wichfried [sp]ełnił[2] przy-

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; brak kropki lub przecinka.
  2. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku: nieodbite dwie litery.