Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom I 032.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.
—   28   —

piorun w sosnę to się pali i gore jak jedno łuczywo! Co uderzy w dąb to rozpłata korę aż do ziemi, co się zsunie po jodle to we złocie stanie cała. Raz mi koń ze strachu na kolana padł, żem go ledwie podźwignęła. Dopieroż gdy spalone drzewa z trzaskiem i hukiem walić się zaczną a iskrami sypać dokoła jak deszczem ognistym!!
Mówiła tak a stary z łyżką stygnącą, którą do ust niósł a donieść zapomniał, słuchał zapatrzony w nią, jeźli nie mowy to głosu.
— Eh! ty, — rzekł w końcu — ty Jagno szalona jakaś, tyś się nie do podwiki a na rycerstwo rodziła, w tobie mój duch gra, taki jaki we mnie dawniéj bywał! Gdybyś mogła wojakiem być, nie byłoby nad cię dzielniejszego. Prawda że na niewiastę zuchwałości téj do zbytku.
— Bóg mi taką dał być! — odparło dziewczę spokojnie — radzić trudno, strzymywać się nie umiem.
— Tybyś inną téż być nie chciała — zaśmiał się stary.
I począł zajadać chciwie, jak to czasem starzy umieją, którym że pokarm siły nie daje, tém więcéj zdają się go pragnąć. Jagna patrzała wedle zwyczaju swojego ręce założywszy na piersiach. Miała bowiem i ten dziewczynie nie przystojny nałóg, że gdy się zadumywała, gdy na czole jéj chmurném pręga występowała między