Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom I 050.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.
—   46   —

pieczeństwo stałem za nim w gotowości, choć małe człecze, możem ja i niemało dokonał! Zawahał się znowu.
— Trudno wszystko gadać, — dodał — czyż to wy nie znacie losu pana Kaźmierza? Dziś on, dzięki Bogu na Sandomirzu książe i pan. Nie wiecie co było gdy Krzywousty umierał?
Chłopię zostało u nieboszczki pani roczniaczkiem na kolanach, w pieluchach. Przyszło dzielić, panowanie Biskupi radzili, ziemi dla niego nie stało. Nieboszczyk król, panie mu świeć, gdy ową swą wolę ostatnią dogorywając powiadał do pisania, nie spełna już wiedział co czynił. Myślał może iż Kaźmierz do klasztoru pójdzie jak córka — a może? kto wie? Gdy go pytano jakby nieprzytomny odpowiadał. Mówił o czterech rzekach, czterech synach i o wiadrze złotém, o czterech kołach i o wozie. Nikt go nierozumiał.. Dość, że dla Kaźmierza ziemi nie stało. Chował się przy braciach, przy Bolku, przy Mieszku, na łasce jak sierota bezdomny. Henryk się wybrał z krzyżem do ziemi Świętéj, on był jeszcze nie dorósł, iść z nim nie mógł. Dali go Kędzierzawemu, ten tylko że go uczyć kazał jakby na księdza. Rycerskiego tyle co sam chciał pochwycił. Karmili go pargaminami i modlitwą. Przecie się nie popsuł.
Pamiętacie ową chwilę złą gdy Cesarz niemiecki wtargnął do nas, a nie było sposobu mu