Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom I 056.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.
—   52   —

i nie wie kto ona była, dziewka czy zamężna niewiasta, prosta kmiecianka czy co lepszego. Mówiono że się z księciem gdzieś zjeżdżali, że ona do niego przybywała. — Szpiegowali ciekawi, podpatrzeć chcieli, nikomu się nie udało. Spotykali się w lasach, słyszę, na łowach, Kaźmierz tak ginął gdzieś na dni czasem kilka, powracał smutny i nie zwierzał się nikomu nawet bratu.
Dworzanie szeptali że Henryk nalegał nań i na miłość braterską zaklinał, aby się przed nim zwierzył, na co Kaźmierz miał odpowiadać. Gdyby to moją było tajemnicą, dałbym ci ją, ale cudzą jest — niemogę.
I tak to trwało, a może i do dziś dnia trwa jeszcze — dokończył Stach.
— Przecież książę żonaty jest. — mruknął Scibor.
— A żonaty — mówił Stach — ale nie po swéj woli. Gdy Henryk w téj niegodziwéj zasadzce na trzęsawiskach zamordowany został, mimo Mirosława przyjaciela, co go własném okrył ciałem, już był naówczas wolę swą kazał spisać przy świadkach, że w razie śmierci na niego dzielnica Sandomierska nie komu się ma dostać innemu tylko bratu najmilszemu.
Tu Stach uśmiechnął się spuszczając oczy.
— Nie uczyńcie mnie kłamcą, proszę, za to co teraz powiem. Klnę się wam na zbawienie, nie dla chwalby, ile dla świętéj prawdy że książe