Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom I 058.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.
—   54   —

wy szermować noc i dzień, i nie było nikogo co by mu w rozumnej mowie sprostał, co po dziś dzień ludzie dobrze pamiętają.
— Tak, tak — przerwał Stach — jakbyście go znali. Na dworze biskupim na małym żołdzie i ja służyłem, bylem się tam docisnął, a stał nie daleko. Zwali mnie tam jak i do dziś dnia mnie zwą, bom sobie to imię przybrał od uroczyska mojego na granicy od Spicymirza, Zabora z Przegaju. Biskup mnie dosyć lubił. Choć poważny mąż, gdym przy nim służby sprawiał, wedle obyczaju swojego nieraz ze mną pożartował. Wolno mu było wesołém słowem odeprzeć, byle do rzeczy.
Obu młodszych książąt lubił bardzo stary, szczególniéj Kaźmierza, bo ten go bywało godziny ba i dnie całe gotów był słuchać gdy rozprawiał o wszelakich dziejach. Biskup zaś mówić potrzebował a żeby go rozumnie słuchano i o obu książętach powiadał zawsze że z całego rodu najmędrsi byli.
Raz tedy, gdy do tego przyszło, że książe Henryk, który krzyż nosił ciągle, a gdy niemógł z nim iść do ziemi świętéj bo okazyi nie było, parł się na swoich pogan, życie ciągle ważył i o mało już zabit nie został; — począł Biskup boleć, że gdyby zszedł bezpotomnie, bardzoby krwi poczciwéj żal było.
Zdało mi się wtedy rzec słowo, że żal by téż