Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom I 059.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.
—   55   —

było aby po nim, uchowaj Boże czego, Kędzierzawy albo Mieszko zagarnął dzielnicę, a sierota bezdomny Kaźmierz i na dal na łasce braci miał zostawać.
Uderzyło to biskupa i jak był zwykł drwić — rzekł do mnie śmiejąc się.
— Patrzcie go! Oślica Balaamowa rozumnie przemówiła!!
Od téj chwili jak sam przyznawał, począł na księcia Henryka nalegać aby dał spisać wolę ostatnią i umiłowanemu bratu sierocie księztwo po sobie przekazał.
A że mąż był prawości wielkiéj, i czego się sam nie domyślił tém się chwalić nie chciał, koniecznie nalegał na mnie, aby księciu Kaźmierzowi opowiedzieć iż to ja myśl tę poddałem. Padłem mu do nóg błagając aby tego zaniechał, a gdy się i zdumiewał i wyśmiewał, o spowiedź go prosiłem, na któréj zeznałem mu com zacz był, dla czegom się ukrywać z sobą musiał.
Tedy pobłogosławił mnie ze łzami starzec święty i rzekł — Pan Bóg niech będzie z tobą, dziecko moje, wszelako co nie moje tém ja się chwalić niechcę, abym grzechu na sąd Boży nie poniósł, w cudze się strojąc pióra. I odtąd śmiejąc się opowiadał zawsze. — Nie jam ci to wymyślił, oślica Balaamowa przemówiła do mnie.
Słuchał Scibor z zajęciem, a Stach czoło otarłszy spoczął trochę.