Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom I 066.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.
—   62   —

przyjąć potrzeba, a jam wasza gospodyni. Każecie podać jadło i napój?!
Staszek ciągle jeszcze nie występował, stary wskazał nań ręką.
— Gościa tego albo znasz lub nie, Jagno.
Stach prędko mu przerwał.
— A skądżeby Zabor z Przegaja mógł być znajomym!!
Dziewczę się uśmiechnęło jakoś żartobliwie, gniewu już ani wstrętu takiego jaki zrana dla Stacha z Konar okazywała, widać po niéj nie było — przypatrywała mu się śmiało.
Zabór z Przegaja, czy kto tamkolwiekbądź — odezwała się, — chleba i napoju potrzebuje. Możeby wstyd było gdyby głodnym ztąd odchodził.
Zwróciła się zwolna, a Stach za nią ciekawemi powiódł oczyma.
Gdy wyszła, Ścibor dziwnie uśmiechnął się sam do siebie, znać pomyślawszy — otóż niewieście dąsy i gniewy. Z rana go wieszała i ścinała, a teraz mu się uśmiechać i karmić gotowa! Wierz że tu babom!
Potrząsł głową i spytał.
— Widziałeś ty dawniéj Jagnę? poznałbyś ją?
— Dzieckiem może ją najrzałem kiedy, — rzekł Stach — alem nie pamiętał. Urosła na panią.
— I czas by jéj nią być — dodał Ścibor, —