Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom I 072.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.
—   68   —

— Co tam u was?
— U nas nic, — odpowiedziała stara. — Za wrotami jacyś ludzie z odźwiernym się swarzą. Książęcy urzędnik, czy coś — dodała.
— Naszego księcia Kazimierza? — zawołała z oczyma zaognionemi nagle zrywając się Jagna, jakby już biedz chciała.
— Nie wiem czyj, a no urzędnik! — odparła starucha, zabierając misy opróżnione. Łają strasznie!
W tém i nadbiegającego Stacha posłyszano, który na próg wpadł z twarzą płomienistą, gniewny i zburzony.
— Co każecie robić, nie wiem — zawołał zwracając się do Scibora. — Urzędnik z Krakowa, bodaj sam ten Kietlicz Mieczysławowy, z dużą ludzi kupą, prowadzi jakichś pobranych winnych i niewinnych kmieciów, osadników i czerń po drogach połapaną i przewodu się domaga od was. Słusznie mu się ludzie opierają.
Juści przewód swoim zakon dawać nakazuje, ale Mieczysławowym z krakowskiéj ziemi, co tu w cudzem księstwie plądrują, nie macie obowiązku.
Jagnie brwi się ściągnęły gniewnie.
— A co im do nas, co nam do nich! — wybuchnęła.
Scibor milczał.