Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom I 084.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.
—   80   —

szedł się mścić na więźniach swoich. Smagał ich szyderstwy i groźbami.
— Dam ja wam dobrą gościnę w Krakowie, dam, dam! Popamiętacie pana i mnie, który z was z całą skórą wyjdzie i ze łbem na karku, będzie do śmierci pamiętał że był w moich łapach!
Drużyna pana Kietliczowa, za każdym takim wykrzykiem, wtórowała mu śmiechem pijanym. Niektórzy leżących na ziemi więźniów oszczepami żgali, wołając.
— A no! nie spijta! słuchajta! kiedy pan gada!
Kietlicz szukał może powodu aby się nad którym mógł pastwić, chciał wywołać jakie rozpaczliwe z nich słowo, ale biedota owa głowy poukrywawszy milczała.
Poczęło się tedy rzucanie a groźby na włodarza Domucha, aby dawał, a dawał coraz więcéj, strawy, mięsa, napoju, owsa, obroków.
Gdy wreszcie konie i wozy do przewodu z szop prowadzić poczęto, aby się zbyć ich, Kietlicz wpadł między nie i począł wybredzać, aby mu innych, lepszych szkap i powózek dostarczano.
Przykazanie było od Scibora, by się ich zbyć jako bądź, więc ściągano i prowadzono co chcieli, w pośród wrzawy, kłótni i śmiechów. Kietlicza który był za pan brat z księciem najwyższym, wzgardliwe to przyjęcie w Sciborzycach