Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom I 085.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.
—   81   —

bolało... Nie przełamano się z nim nawet chlebem, nie chciano gniewów przebłagać, zbył się go stary jak napastnika. Kietlicz nie mogąc się mścić na gospodarzu, gniew spędzał na jego czeladzi, głośno przeciw jéj panu odzywając się ze złością i pogardą.
Czeladź téż ujmować się nie mogła, ale zębami zgrzytała.
Dzień już był w drugiéj połowie, gdy nareszcie wszystko do wyjazdu stanęło pogotowiu. Więźniów na wozy powciągano po dwu i po trzech powiązawszy razem plecami do siebie, gromada Kietliczowa na konie siadać zaczęła, wiadra i necułki próżne porozbijawszy umyślnie. Pańskiego konia już podprowadzono. Nie było pozoru gościć się dłużéj, a Kietliczowi z tak małym zyskiem precz się odjeżdżać nie chciało. Już na konia siadać miał, gdy coś sobie pomyślawszy, nazad pode dwór zawrócił.
W czasie gdy tak w podwórzach gospodarowano, Stach na czatach stał, nie wiedząc co czynić, choć mu krew w żyłach kipiała przeciwko napastnikowi.
Do pilnującego progu wybiegła Jagna z twarzą zapłonioną gniewem.
— Do ojca mi go więcéj nie puszczajcie! — zawołała i znikła.
Rozkaz ten odebrawszy, Stach gotował go się spełnić bądź co bądź i pierwsze drzwi zasunąw-