Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom I 086.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.
—   82   —

szy, stanął u nich na straży z rękami złożonemi. Kietlicz, któremu do głowy przyszło, pewnie jeszcze pieniężną karę ściągnąć za odmówienie przewodu, gdy podbiegł ku dworowi, zastał Stacha u progu.
Spojrzał nań wskazując na drzwi.
— Do władyki chcę! otwierać! — zawołał nakazująco.
— Nie pójdziecie do niego, bo i tak chory już leży — odparł Stach.
— A wy mi tu stawić opór będziecie! hę! — krzyknął Kietlicz.
— Tak mi polecono, nie puszczę — rzekł Stach, rozkrzyżowując się we drzwiach.
Kietlicz porwawszy za rękę stojącego, chciał go na stronę odepchnąć, ale trafił na równą swojéj siłę. Stach ani drgnął, nie łatwo go było ruszyć lada komu. Oparłszy się plecami o drzwi, nogi mocno wbiwszy w ziemię — stał jak mur. Szarpnął go Kietlicz raz i drugi nadaremnie i opór znalazłszy niespodziany, przyskoczył, oburącz go chwytając, aby odrzucić na stronę. Gniew obu dodawał siły. Kietlicz miał jéj dosyć, ale Stach bronił się dzielnie, pchnął go w piersi, aż odskoczył na nogach się zachwiawszy.
Wrzasnął natychmiast na swych ludzi.
— Sam do mnie! Bereza! Tyś co za jeden?
— Ktom jest, tom jest — zawołał Stach gniewnie — nieustąpię ci!