Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom I 087.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.
—   83   —

— Ty, mnie się myślisz opierać! — miotając się krzyknął Kietlicz — ty! ja cię nauczę!
I ku swoim zwróciwszy się coraz głośniéj wrzeszczał.
— Bereza! sam do mnie!
Bereza, chłop straszny i trzech innych najsilniejszych z orszaku Kietliczowego już biegli mu w pomoc. Walczyć z niemi jednemu było niepodobieństwem. Zbladła twarz Stachowi, zaciął usta, nieustępował. Siepacze nadbiegli i runęli na niego.
— Wziąć tego ptaszka i związać! — krzyknął Kietlicz — rozmówimy się z nim w Krakowie!
— Ziemianin jestem wolny! — zawołał Stach.
— A choćbyś i Kniaziem był! — zaryczał Kietlicz — ja na was wszystkich uzdy nałożę.
Po chwili krótkiéj namysłu Stach, spuściwszy głowę, gdy Kietliczowa służba nań padła, nie mówiąc słowa, dał się jéj ująć. Zdala stała jego czeladź wylękła i podburzona, jakby chciała stanąć w pańskiéj obronie, Stach nie broniąc się już, krzyknął do swych ludzi.
— Wy z końmi ruszajcie za mną!
Spokój ten zmięszał trochę napastnika, ale cofać co rozkazał nie chciał, wstyd mu było. Wiedział że nieznanego sobie ziemianina z pocztem jadącego chwycił, niesprawiedliwéj opierającego się napaści; nie zgrzeszył on tak dalece, aby go za to srodze karać można, Kietlicz byłby go zwol-