Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom I 088.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.
—   84   —

nił gdyby się prosił, milczącemu nie mógł przepuścić.
— Wiązać go! — powtórzył — w Krakowie się z nim rozgadamy.
Drzwi od mieszkania Scibora stały tymczasem ze środka zamknięte, Kietlicz przypadł do nich ze złością, uderzył parę razy, nie odzywał się nikt, nie myślano otwierać.
Ciupnął w nie jeszcze raz mieczem i splunął.
— Licho na was, z dziadami nie będę wojny prowadził. Na koń! a tego — wskazał na Stacha, — związać mi dobrze i z innemi niech rusza do Krakowa.
To mówiąc odszedł ode drzwi, rozkazując sobie konia podprowadzić, klnąc i łając jeszcze siadł nań i popędził ku wrotom.
Cała gromada jego wnet na konie swe wspinać się zaczęła, wozy popędzając przed sobą, na których już więźniowie leżeli.
Ciury te po drodze jeszcze chwytając co napadły, kury, świnie, gęsi, ze śmiechem uwożąc te łupy zwolna wrotami nazad wyciągnęły na podzamcze, odgrażając się odźwiernemu stojącemu w bramie którego kilku kijami poczęstowało, że im zrazu wrót niechciał otwierać.
Za ostatnim z Kietliczowych oprawców zaparły się wrota natychmiast i orszak nie odciągnął jeszcze, gdy czując się bezpiecznemi ludzie zamkowi powybiegali nad wrota i na wały, od psów i zbó-