Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom I 097.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.
—   93   —

Z twarzy Kietlicza widać było że i on zetknięciu się z wojewodą niekoniecznie rad był; wstyd mu było tych łupów, które wiózł z sobą.
W istocie jechał naprzeciw nich od Krakowa Szczepan Pobożanin, wojewoda krakowski, wielkiego znaczenia między ziemiany mąż, którego i sam książe szanować musiał. Jak on doszedł do téj wziętości iż wszystkich ziemian krakowskich w garści trzymał i czynił z niemi co chciał, odgadnąć było trudno. Więcéj pono winien był zręczności i przebiegłości niż rozumowi, dużo gościnności swéj a trochę i temu że wiedział za co kogo brać i z któréj strony łaskotać. Nie mniéj wszystkim był potrzebny i uważali go a nawet Biskup Gedko, choć często się nań zżymał, bez niego się nie obchodził.
Poznał go Kietlicz zdala po znajomym koniu cisawym na którym jechał i postawie rycerskiéj, bo choć stary, Pobożanin rad młodego udawał, naostatek po kołpaku, u którego zawsze kilka piór czaplich do góry nastrzępionych nosił.
Człek był, mówiono, mężny w potrzebie, zuchwały na czasie, a tak zręczny że nikt go nigdy w pole nie wyprowadził, on zaś niemal każdego. Dla bab tylko miał pono za wiele słabości; za co go Biskup łajał.
Twarz wojewoda miał mało zarosłą, pełną, oczy przymrużone nieco, jakby mu światło wa-