Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom I 103.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.
—   99   —

się do Krakowa przejechał i trochę strachu najadł, aby drugi raz mi w drogę nie śmiał leźć.
— W drogę leźć! w drogę leźć! — powtórzył Pobożanin ciągle się przypatrując Stachowi. Ja bo tego człeka gdzieś już widywałem, ochapia mi się a przypomnieć nie mogę!
Kietlicz widocznie téj znajomości nie był rad.
— Ja tam o niego wiele nie stoję! — odezwał się sądząc że Pobożanin za nim wstawiać się zechce.
— Cóż z nim czynić myślicie? — zamruczał wojewoda.
— Należałoby go przed Sąd postawić, — rzekł Kietlicz, — za to że śmiał książęcemu słudze opór dawać. — Oni wszyscy są zuchwali, przepuścić jednemu, drugi mi na kark wlezie.
— Wlezie na kark! — rzekł zamyślony wojewoda poglądając ku Staszkowi — jakby go sobie usiłował przypomnieć. — Jak on się zowie, ten — ten!
Kietlicz nazwiska nie wiedział, obrócił się do Berezy, stojącego blizko i krzyknął wskazując na Stacha, który téż niezbyt się oddalił.
— Spytaj go, jak on się tam woła?
Posłyszawszy pytanie i widząc że się ono do niego stosuje, Stach nie czekając Berezy, huknął ku Wojewodzie.
Zabór z Przegaja! miłościwy panie!
Pobożanin głową kiwnął, zadumał się nieco,