Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom I 120.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.
—   116   —

A nie lada ludzie zbierali się tu we dworku Leszczyca, choć po nich powszedniego dnia nie widać było tak dalece ani zamożności, ani mocy.
Byli to sami władycy, ziemianie, starych tutejszych rodów dzieci, ojczyce krakowscy, siwe głowy, jasne czoła podnoszące się dumnie do góry.
Nie znajdował się tylko między niemi wojewoda Szczepan, któregośmy na gościńcu spotkali, ale w jego miejscu starszy syn i młodszy brat gościli u Leszczyca. Obok nich Starżowie, Bogorje, Leliwy, Różyce, Ciołki, Gryfy, Kaniowy, Grzymały. Któż zresztą mniejszych i większych policzy. Wszystko to byli potomkowie rodzin, z których książęta musieli brać swych wojewodów, palatynów, sędziów, marszałków, podkomorzych, panów radnych, Comitów, — rodzin, których dzieci zasiadali teraz coraz częściéj przed cudzoziemcami na biskupich stolicach, tych co naówczas kraj przedstawiali i myśleli zań, a prawie sami nim byli.
To co niżéj stało u pługa, na roli, nie mięszało się do niczego, a słuchać musiało starszyzny. Kmieć by najbogatszy, choć się trochę sprzeczał i spierał, przecie woli swéj nie miał, inne stany jeszcze skąpiéj nią były obdzielone i służbę tylko znały. Choć który wolnym się zwał, w rzeczy nim był mało.
Książęta ze swym dworem, duchowieństwo, ziemianie a władyki, rycerstwo z nich złożone,