Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom I 123.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.
—   119   —

bliwego w tém co ja mam opowiadać, pana Henryka z Kietlic mało kto nie zna, że to pan żartobliwy wielce a ucieszny, który podczas i skórę gotów drżeć z ludzi, aby się pośmiać gdy piszczy.
Buchnęli niektórzy śmiechem wielkim.
— A no! a no! słuchajmy!
— Rzecz się tak miała — ciągnął Stach — miałem pewną sprawę własną do starego Ścibora ze Ściborzyc.
— Oh! — przerwał jeden — łatwo zgadnąć, pewno że się jego córki zachciało, a tego draba nikt nie dostanie, choć dziewka hoża, ale z niéj żołnierz nie żona.
— A no — niech prawi! — wołali inni — dajcie mu gadać!
— Nie po dziewkem ja tam jechał, bo mi to nie w głowie — odparł Stach — stara sprawa, inna powiodła mnie. Ścibora zastałem, jak on już pono oddawna, niemocą złożonego i z pościeli niewstającego.
— Stary jak świat! — wtrącił ktoś.
— Gdy my z nim gwarzemy, u bramy słychać łomot. Krzyki, lud się zbiega z gródka, myśleli, że znowu Połowce czy Ruś nachodzi, wrzawa, hałas, aż strach, stary mnie do bramy kazał, pobiegłem. Pod wrotami Kietlicz stał i rwał się je tłuc a wybijać, że mu ludzie we wsi przewodu odmówili dla jego czeredy. Ściborzyce są już na pana Kaźmierzowéj dzielnicy w Sandomirskiem.