Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom I 128.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.
—   124   —

— Ino powoli! — odezwał się Cholewa — wyście młodzi w ukropie kąpani. Myślicie pewnie tego się zbyć, a drugiego posadzić, abo to tak łatwa rzecz?
— Tośmy już przecie probowali — odezwał się Leszczyc — gdy pana Władysława przegnano.
— A mało to krwi kosztowało? — podchwycił Cholewa.
— Dziś że się ona nie leje? albo nie zabijają, nie sieką i nie drą ziemian ze skóry? — odparł Stach.
— Posłuchajcie mnie — odezwał się Cholewa — z tém naprzód potrzeba iść do biskupa, do Gedki, niechaj ojcowie duchowni poprobują i pogrożą.
— Tych on się nie zlęknie — wyrzucił Stach — Samem na uszy słyszał jak się Kietlicz odgrażał na duchownych, że i ich rozumu uczyć mają a posłuszeństwa.
— Co takie puste odgróżki ważą! — odparł Cholewa.
— Zatem nic nie czynić i dać się ze skóry drzéć? — spytał Bogorja.
— Uchowaj Boże, coś się na to uradzi i poradzi — zawołał Cholewa — Kietlicz musi iść precz.
— Choćby tak i było — odezwał się Stach — niepomoże to wiele, bo Kietlicz nie z siebie to czyni!
Zmilczeli trochę spoglądając po sobie, a tu