Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom I 166.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.
—   162   —

zbyt surowa kara za żydów domierzona, mnożąc ku nim nienawiść, na nich samych spaść może.
Cicho więc jakoś zagodzono ją i pobity nogi wlokąc za sobą, jęcząc i płacząc wysunął się razem z obrońcą, a chłopaków zabrali pachołkowie.
Znowu tedy nastąpiła chwila odpoczynku dla umęczonego Sędziego, który ku drzwiom Skarbnego się oglądał, jakby tam pragnął zajrzeć, lecz dochodzące jeszcze ztąd krzyki dowodziły, że sprawa z kmieciem upartym o pieniądze jeszcze skończoną nie była. Mierzwa ani się do niéj mięszać, ni świadkiem jej być nie chciał.
Po chwili wypoczynku wprowadzono człeczka dobrze odzianego, z twarzą okrągłą i spasłą, który od tego począł że zdala siedzącemu Kietliczowi pokłonił się nizko, potém Mierzwie nie mniéj głęboki złożywszy pokłon, niepominął w poszanowaniu nawet kleryka. Ten do odbierania pokłonów niezwykły, dłonią usta zatulając uśmiechnął się widząc się tak uczczonym.
Raźna mina wchodzącego, który tak pięknie kłaniał się na wsze strony, kazała się domyślać że chyba obwinionym nie był. Kietlicz téż spoglądał nań bardzo łaskawie. Mierzwa trąc brodę uśmiechał mu się i okiem pomrugiwał. Tuż za nim wciągnięto opierającego się, związanego, bez czapki, z rozczochranemi cudzemi rękami włosy, człeka który stękał i jęczał.