Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom I 179.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.
—   175   —

Bogorja ramionami dźwignął, chcieli już ruszyć, i iść precz, gdy Mierzwa rękami począł wskazywać na drzwi Juchima, skazanemu drogę wyznaczając.
— Tam się płaci, — dodał — tam idźcie! a kto grosza niema, idzie gdzieindziéj! Wskazał z uśmiechem drzwi drugie, przy których czatował Bereza z pachołkami.
Nie szło o siedemdziesiąt grzywien, które poręczyciele złożyć mogli między sobą i zapłacić za Stacha byli gotowi, Stachowi wstyd było pożyczać.
Szepnął Bogoryi. — Postójcie mało a czekajcie na mnie, ja się sam ze Skarbnym rozprawię.
— Masz że czém? — spytał Bogorja.
— Dam jakoś rady! — odparł Stach obojętnie.
To rzekłszy śmiało wszedł do izdebki.
Przed chwilą właśnie kmiecia z niéj umęczonego jakiemiś gwałty, okrwawionego wyprowadzono do więzienia. Stach się z nim minął po drodze. Juchim siedział licząc i ważąc pieniądze drobne porozsypywane po stole. Zobaczywszy ziemianina przy mieczu, począł od tego iż mu pilnie się przypatrywał zmrużonemi oczkami, jakby rachował co z niego wycisnąć może.
— Siedemdziesiąta! — zawołał głos od progu.
Juchim ciągle się wpatrywał w przybyłego, mierzyli się wzajem oczyma. Stach, który dotąd