Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom I 202.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.
—   198   —

zazdrośnie się pookrwawiali, a nie jeden te rozkosze życiem przypłacił.
Starzy ojcowie synom tam na Skałach bywać zakazywali, matki dzieci straszyły Dorotą jak wiedźmą, ale utrzymać było trudno, sama ciekawość ciągnęła, wyrostki i mężowie dojrzali jak w dym biegli do wdowy.
Tylko gdy się wojewody spodziewano, który widzianym być nie chciał, gości odprawiała Dorota, inaczéj zawsze im była rada. Stoły dzień i noc były pozastawiane, izby pooświecane, grajki brzdąkali, dziewki śpiewy zawodziły, a wśród tego gwaru i wesela czasem chodziła jak skamieniała, posępna, a gdy kto do niéj przemówił nie wiedziała co odpowiedzieć.
Dnia tego gdy Stach szczęśliwie się wyrwał z pod sądu, a Bogorja z towarzyszami ujęli go w podwórcu zamkowym, poszli naprzód wszyscy w miasto zażywać dobréj myśli, potem zachciało się im psów, sokołów i koni probować i puścili się ku Tęczynowi.
Tu zapędziwszy się dość daleko, Bogorja który wdowę Dorotę dobrze znał, bo nawet przez dni kilka u niéj był w łaskach takich, że się ze Skał nie ruszał i jak w domu się u niéj rozgościł, począł drugich pobudzać, aby jechali do wdowy. Wielu się wzdragało, Stach też, który o niéj słyszał, brzydził się płochą niewiastą, ale Jaśko nalegać zaczął, upewniając, że długo