Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom I 204.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.
—   200   —

wystąpił z przemową. Stacha nie znała, więc go stawiono przed nią jako Zabora z Przegaju, świeżo ze szpon Kietliczowych szczęśliwie uwolnionego.
Milcząca w początku wdowa, wstała twarz rozchmurzając, bo miała to w naturze, że ją nowi ludzie najwięcéj zabawiali. Jak dziecko zabawkę nową chwytała ich, póki złamawszy rękę lub nogę, precz nie odrzuciła.
Popatrzała na Stacha, który choć do zbytku młodym nie był, przystojną miał twarz i postawę rycerską, wnet poczęła go pytać o to i owo i tak wiodła do dworu. Stacha uderzyło to, że choć słuszniejsza wzrostem, śmielsza jeszcze w obejściu, podobną była do Sciborzanki. Lecz gdy tamta na nim czyniła wrażenie miłe, ta mu się wydała wstrętliwą.
Obyczajem było na Panieńskiem, że w dolnéj izbie wielkiéj przyjęcie i stół zawsze były dla gości gotowe. Skinęła tylko na służbę, wnet niesiono misy i dzbany.
Gospodarzem był stary i siwy Przegala, który ochmistrzował u stołu, wesół zawsze, przepijał, zachęcał i panią zastępował. Człek był mimo siwego włosu śmieszny jakiś, nikt go nie szanował, naśmiewać się z niego było we zwyczaju. Dorota łajała, goście stroili zeń żarty, on to wszystko znosił jakby skórę miał łosią i nic przez nią nie czuł. Poszturgano go czasem nawet, na ręce po-