Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom I 213.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.
—   209   —

młodego, spuścił się z konia i podbiegł ku wdowie. Z nią razem znikli wchodząc do sieni.
Widoczném było z niespokojnych ruchów i twarzy Pobożanina że się sromał tego co czynił, a namiętność go wiodła silniejsza nad srom i postanowienie, nad groźby i przestrogi biskupie.
Razem z wdową weszli do wielkiéj izby, ale tu pozostały świeże ślady po gościach, które wdowa ukryć chciała i poszeptawszy coś posunęła się z nim razem do bocznéj komory.. Tu znać było dobrze zalotną zbytnicę, żadna królowa pewnie kosztowniéj ustrojonéj sypialni nie miała.
Wszystko na co się ów wiek mógł zdobyć, składało się na jéj upiększenie. Od rana podłoga posypana była wonném zielem i kwiatami których zapach odurzał. Po rogach stały całe rozkwitłe i jak śniegiem osypane gałęzie czeremchy przyniesione z lasu. Na ścianach wisiały opony od jedwabiów i złota, część podłogi zasłana była suknem, a sprzęt w większéj części poobijany złotemi blaszkami, świecił i połyskiwał. Na stole w pośrodku stały dla oka więcéj niż dla użytku zręcznie dobrane naczynia złociste, ze szkła kolorowego, nasadzane kamieniami, w kształcie zwierząt i ptaków, emaliami okryte.
Na ścianach téż, na oponach pozawieszane były błyszczące naramienniki, sznury pereł, koralów i bursztynu. Srébrne konwie i misy stały