Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom I 230.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.
—   226   —

żna gdy Wernera nieszczęśliwego zamordował, dali przykład Kościesze gdy u mszy świętéj przy ołtarzu Magnusa Wrocławskiego zabili. Wprawdzieśmy po pierwszéj zbrodni z Piotrem Arcybiskupem i Bernardem chwycili winowajcę, osadzili go i dali zżedz na stosie, ale przykład zły nasienie po sobie zostawia. Nie uszło bezkarnie morderstwo Kasztelanowi Boleście, Mieszkowi może iść płazem, silniejszy jest.
— A, nie może to być! — zawołał Wojewoda.
— Ani ja chcę wierzyć temu, — mówił Biskup daléj — aby ze krwi świątobliwego Krzywousta miał taki powstać wyrodek, któryby zbrodnią na pomazańcu Bożym spełnioną się pokalał, a jednak, wcześnie radzić potrzeba! Od ziemian się gwałty poczynają, na nas skończą.
Przeszedł się Gedko po izbie, Wojewoda stał z rękami założonemi.
— Czyżbyśmy już byli zmuszeni o innym panu myśleć? — szepnął nieśmiało.
— Chyba gdy już żadnego innego nie będzie ratunku. — odrzekł Biskup — Póki nadzieja w Bogu, na wojnę domową hasła dawać się lekko nie godzi. Mieszko jeszcze upamiętać się może.
— Podżegacza oddalić trzeba — rzekł Wojewoda.
— Ziemianie, — ciągnął daléj Gedko — już