Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom I 240.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.
—   236   —

Wybór dlań był już skończony, koń stał od południa osiodłany, ludzi dwóch miał do posługi i wiernego Żegcia, sam Stach już był wdział ubiór do podróży, zawinął się więc z pokłonami tym co go wysyłali raźno a wesoło, bo mu aż serce biło że księciu mógł czemś usłużyć. On to pierwszy przez Bogorję nastręczył się do tego poselstwa. Wprawdzie sam na oczy księciu nasuwać się nie mógł i niechciał, ale na dworze, jako Zabor z Przegaju miał znajomych siła, szczególniéj rachując na prawą rękę Kaźmierza, Goworka, którego dobrze znał i był przezeń lubiony. Do niego więc chciał nieść poselstwo tajemne. Jeszcze Wojewoda usiłował go wstrzymywać i hamować ziemian zapalonych, gdy Stach, obawiając się aby mu do pożądanéj nieprzeszkodzono podróży, wyrwał się z izby, wybiegł w podwórze i koni dopadłszy, korzystając z ciemności, natychmiast wyruszył, z małą swoją gromadką.
Po burzy niebo się było prawie całkiem wyjaśniło, przebiegały po niem tylko chmurki lekkie a z za nich dziwnie silném, jakby obmytem świeżo światłem płonęły gwiazdy iskrzące. Miasto jeszcze spało, a na przedmieściach, gdzie panował wiejski obyczaj, już ku dniowi po chatach budzili się ludzie ubodzy i światełka u nich płonęły.
Stach, Żegieć i czeladź znali doskonale miejskie uliczki i drogi do gościńca wiodące, ku któ-