Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom I 263.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.
—   259   —

Biskupi wszyscy z Gedką trzymać będą, księża pójdą za niemi, ziemiaństwo nie odstąpi ich.
— Więc na nim piérwszym — odezwał się Mieszek, na buntowniku jawnym przykład uczynić trzeba.
Zuchwały klecha wyzywał mnie sądząc że się porwę nań i uczynię go męczennikiem?! Nie! księdzem jest, nie tknę go, z Rzymem się zadzierać nie chcę. Dziś, nocą, stu ludzi weźmie go z dworca, niech mu włos nie spadnie z głowy, ale zuchwalca co nic nie szanuje, precz za granicę kraju wyrzucić. — Powiedzieć mu, jeśli się wrócić ośmieli, głowę mu kto zdjąć może. Znajdzie się taki co to uczyni.
Ręką rzucił Mieszek.
— Miłościwy panie, — chciał przerwać Kietlicz.
— Milcz z radą swą — odparł książe — rady nie potrzebuję, posłuszeństwa.
Przeszedł się po izbie, wodę pijąc i uspokajając.
— Wojewodę, gdy do swéj miłośnicy jechać będzie, bracia jéj mogą ubić na drodze, albo u niéj w domu. Nie będzie im za to nic, można powiedzieć. Stary łotr, winien dać gardło: sprzeniewierzył mi się.
Znowu chodząc dumał Mieszek.
— Leszczyca, Bogorjów, Cholewę, gdy się znijdą pobrać na gród i posadzić. Sądzić ich sam będę, winni zdrady. Kto życiem nie przypłaci, oczyma lub ręką. — Nadto byłem powolnym, nie