Leszek nie czego innego pragnął. Biskup Iwo który przytomnym był, przyzwalał także.
— Zwołajmy zjazd — rzekł — lecz nie dosyć na nim władzców świeckich, zjedziemy wszyscy my z ojcem naszym gnieźnieńskim na czele, zwołamy przedniejsze rycerstwo ziem wszystkich — uczynimy pokój zaprzysiężony na długo...
Wojewoda Marek który się jeszcze na zamku znajdował, niby przeciwnym się okazał zjazdowi, a w istocie tak mówiąc iż go popierał.
Nie było to rzeczą łatwą, jednak i prędkiego wykonania, zwołać książąt, sprosić biskupów, ściągnąć rycerstwo i starszyznę ziemian. Długiego czasu wymagało doprowadzenie myśli do skutku, obesłanie dworów i dworców, postanowienie dnia, wybór miejsca.
Wszystko to musiano odłożyć do późniejszego porozumienia się. Trzeba było dla uzyskania zgody rozsyłać na wszystkie strony, do Gniezna, Wrocławia, Poznania, Płocka, do Światopełka nawet aby i tego zmusić przez duchownych, do stawienia się na zjazd ów wielki.
Z pewnych względów dogadzało to Leszkowi, dając mu najmniej kilka miesięcy czasu do rozwagi a w istocie do spoczynku. Nie potrzebował wydawać wojny, mógł się bawić nadzieją uspokojenia.
Nie żeby mu na męztwie zbywało, gdyż rycerzem był jako drudzy nieulęknionym, ale bez
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Waligóra tom III.djvu/074
Ta strona została uwierzytelniona.