Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Nowele, Obrazki i Fantazye.djvu/216

Ta strona została uwierzytelniona.

czynił po biesiadzie; ani księdza, któryby jak Jędrzejowi Zelisławskiemu śpiewał — wieczny odpoczynek, po wesołém przezdrowie. Kiedy chcecie zabawy, pódźmy spoić Montana, co się położył trzeźwy, niech wstanie pijany.
— Do doktora! do doktora! chodźmy! Idźmy! gdzie on! Wszyscy się się potoczyli, śmiejąc, dźwigając dzbany, przychylając, swarząc. Wywiódł ich gospodarz do małego alkierza, gdzie spokojny Montanus zasypiał, otuliwszy się w kącie. Zbudził się, posłyszawszy wrzaski, doktór i usiadł na łóżku. — Cóż to? — rzekł połacinie — czy który z was kona, że mnie budzicie? potrzebny już wam jestem? he! — Nie, — rzekł Bartosz, występując naprzód — inny interes do Waszeci. Godzi się to gardzić nami, jak ostatniemi ciury i pójść spać legnąć sobie, gdy my ochotę mamy? Alboż to nie zniewaga? hę? słuchaj ty, heretyku, albo się bij ze mną, albo pij przezdrowie pana Wojskiego! — A juściż wolę wino niż guza — rzekł Montanus wesoło, widząc, że się pijanym nie wykręci, — podajcie mi czaszę.
Tu dopiéro zaczęła się pijatyka nanowo, która trwała do dnia białego u łóżka doktora w małym alkierzu, szaleńsza jeszcze, głośniejsza, weselsza niż wprzódy; dopóki goście po jednemu nie popadali, jak potrute muchy. Słudzy ich i czeladź doma nadeszła wówczas; pobrano ich po jednemu i wyniesiono ich do wielkiéj izby, gdzie siana nasłano i pokotem ich na niém pokładziono na wojłokach i kilimkach. Nazajutrz trwały jeszcze ostatnie biesiady, gospodarz myślał, że się skończą do wieczora, ale przeszła pijatyka na dzień trzeci, goście się tylko zmieniali, przybyli nowi, wrócili pierwsi i znowu tak dni kilka uszło. Często Kochanowski powtarzał sobie: Było mi słuchać księdza Padniewskiego! — ale już było po czasie.
W tydzień potém dopiero siedząc sam jeden pod lipą poeta, wszystkich swoich biesiadników włożył do fraszek, — pana Slasę, Chmurę, Mikoszę, Bartosza, Wojtka, Petryłłę, Josta i t. d. Na końcu dodał:

Jeden Pan Wielmożny niedawno powiedział:
W Polsce szlachcic, jakby téż na karczmie siedział;
Bo kto jeno przyjedzie, to z każdym pić musi,
A żona pościel zwłócząc, nieboga się krztusi.


Gródek 20 lipca 1840 r.