Strona:PL JI Kraszewski Dzieci wieku.djvu/104

Ta strona została skorygowana.

świadkiem takich nagłych wywnętrzeń boleści, która potrzebując wybuchnąć, nie patrzy w czyje serce się wyleje?
Dla Myliusa był to człowiek zupełnie obcy, ale w piersi wezbrany żal potrzebował poskarżyć się przed kimś.
Doktór Walter zdał mu się sympatycznym, a był człowiekiem. W niedostatku jego poczciwy Mylius spowiadałby się był ścianom swojego dworku.
— Nie mam tajemnic w życiu, rzekł, uśmiechając się smutnie. Poznaliście dobrze, iż ciężar wielki ugniata mi serce, ale na cóż mam was zasmucić dzieląc się nim?
— Trafiłem więc.
— Trafiłeś opatrznościowo, przerwał Mylius żywo, gdy byłeś potrzebnym, bo sam cierpiałbym więcej pewnie. Ten młody człowiek był moim wychowańcem, wziąłem go sierotą, od piersi matki nieszczęśliwej, która zaledwie na świat dziecię wydawszy — ledwie je pobłogosławiwszy — skonała. Była to uboga kobieta, której mąż dla niewiadomych mi powodów z kraju się oddalił, zostawiwszy ją w nędzy.
— Tu? tu? w tem miasteczku? spytał z pewnem współczuciem, może tylko dla grzeczności okazanem, nieznajomy.
— Tak jest, tutaj — mówił Mylius. Była to nieszczęśliwa istota, odebrała wychowanie pewne, powierzchowność miała nader ujmującą, serce najlepsze. Jakiś nieszczęśliwy wplątał ją w miłostki z tym za którego później poszła. Po zamążpójściu straciła miejsce rezydentki u dalekich krewnych swych, hrabiów Turowskich, mąż jej niejaki Luziński, opuścił ją.
— Luziński! powtórzył, zawsze okazując dość zajęcia, doktór Walter.
— Z pracy utrzymywała się tu, oczekując na powrót jego w miasteczku. Byłem wezwany do niej w chorobie, poruszyła mnie jej miłość dla dziecięcia, niepokój o jego przyszłość, rozpacz prawie; przyrzekłem jej zaopiekować się sierotą. Umarła.