Strona:PL JI Kraszewski Dzieci wieku.djvu/175

Ta strona została skorygowana.

Klaudzyński wypił wino i myślał głęboko, potem ścisnął rękę barona mocno i szepnął — starszą, — starszą, odważniejsza jest, prędzej się uda, młodsza nie ma ochoty wielkiej iść za mąż. Ale którąż by pan wolał?
Baron ruszył ramionami.
— Szanowny ziomku, zawołał — nie jestem młokos — panny obie ani ładne ani brzydkie, o kochaniu mowy być nie może, a robiąc interes — zawsze lepiej wybrać starszą. Ale nie dosyć powiedzieć, jak tego dokonać? czy iść przebojem otwarcie? przeciw macosze, Luisowi i Francuzom?
Mamert prędko, jakby muchy odganiał, zaczął ręką machać.
— Ale nie — nie, sekretnie — wszystko trzeba robić sekretnie. Panna odstała, znudzona, trzeba się pokochać i zawiązać stosunki. Być parę razy w Turowie, potem ja wskażę drogę do bilecików i trzeba wykraść nic nie pomoże, trzeba wykraść, tak! tak! nie ma rady!
— No, to wykradniemy! zawołał baron — chociaż mnie tu obcemu nie przyjdzie to łatwo — ale mus...
Klaudzyński mimo łatwego zgodzenia się posmutniał, pił wino, ale pogrążony w zadumach głębokich.
— A w takim razie, cóż się z młodszą stanie? spytał baron, tę jeszcze ostrzej będą pilnować. Czyby obie porwać nie było lepiej?
— Ale to do tego jeszcze daleko — rzekł cicho Klaudzyński, niewiadomo, jak się rzeczy obrócą.
Spojrzał na barona zimno, a Helmold zmiarkował, iż tak ważną traktując sprawę, należało dobić targu i sprzymierzeńca związać.
— Nie wiem jak ci się to wyda — rzekł po chwili namysłu — ale gotów jestem z mej strony zobowiązanie się wydać na piśmie, z tem, iż pan wzajemnie czarno na białem, przyrzeczesz mi pomoc swoją.
Było to dictum acerbum, rzecz miała dwie strony, pismo wydało się niebezpiecznem, ale spuścić się na słowo barona, który tak chłodno rozumiał i robił interesa, nie radziła przezorność.