Strona:PL JI Kraszewski Dzieci wieku.djvu/305

Ta strona została skorygowana.

w ustach, leżała zdumiona na szeslągu w swoim pokoju, stękała, a biedna matka była przez nią umęczona.
I tego dnia właśnie, choć już bardzo starannie na rano ubrana, panna Idalia wyciągnięta patrzała w sufit zamyślona, gdy weszła poczciwa matka z czerwonemi oczyma.
— Co ci to jest, moja duszko? spytała — leżysz ciągle, możeby się poradzić Myliusa?
— A! niechże mi mama z tym głupim starym da pokój! odpowiedziała córka, puszczając kłąb dymu. Co on mi poradzić może? Ja nie jestem chora na chorobę, ale na duszę chora. Bo czy może być na świecie położenie nudniejsze nad moje. Schnę tak w tej dziurze opuszczona.
— A moje dziecko...
— Mama tylko płakać i stękać umie, a poradzić mi i dopomódz, nie ma wyobrażenia. Inne matki — niech to mamy nie gniewa, przecie myślą o córkach, ja sama sobie radzić muszę i nie mam żadnej pomocy od mamy.
— W czem że ja ci odmawiam pomocy?
— Mama mi nie odmawia, bo ja o nią nawet nie proszę, wiem, żeby to było darmo. Mama nie ma pojęcia nawet. Inne matki przecie myślą o córkach, choć ich mają po kilka, ja jestem jedna a opuszczona. Nic, nic, w niczem od was nie mamy poparcia, nie jestem zrozumianą.
Matka która zwykła była płakać w takich razach, poczęła łzy ocierać, w istocie nie pojmowała zupełnie czego od niej żądano.
— Czego chcesz moje dziecko — mów?
— Już jak tylko ja mamie mówić o tem muszę, to źle.
— Ja jestem najnieszczęśliwszą w świecie istotą.
Zamilkła na chwilę.
— Przecież mama to zrozumieć powinna, że ja muszę wyjść za mąż i mam prawo zrobić świetną partyę. Mama z tem swojem nabożeństwem myśli, że na moją intencyę pomodlić się, to dosyć. Ale mnie Święty