Strona:PL JI Kraszewski Dzieci wieku.djvu/99

Ta strona została skorygowana.

gdy poczuję jej obowiązek. Ten waćpan mi wskazałeś, dziękuję bardzo. Dzielę się z nim moim majątkiem, więcej dla syna bym zrobić nie mógł, ale wymagam abyś waćpan, dziś natychmiast, wyniósł się z tego domu, i żebyś ze mną na zawsze przerwał wszelkie stosunki. Są one dla waćpana szkodliwe, dla mnie przyjemnemi być przestały. Jestem winnym a nikt z przyjemnością żywego obrazu winy swej nie może mieć na oczach.
Doktór zamilkł. Luziński upokorzony chciał coś powiedzieć.
— Jak o łaskę proszę waćpana o oszczędzenie mi dalszych tłómaczeń. Mojego postanowienia nic zmienić nie może, ani słowa, ani łzy, ani prośby. Są wyrazy które nigdy się nie zapominają, i tną jak miecz. Odciętej głowy nie można wrócić ciału, ani wyjętego piersiom serca. Dość! dość! Majątek mój nie przenosi dwóchkroć stu tysięcy złotych, jestem uboższy niż ludzie sądzą.
Mylius poszedł żywo do żelaznej szafy stojącej w kącie, otworzył ją milcząc, dobył papiery które odliczył i rzucił je na stół.
— Weź waćpan, rzekł, to jego dziedzictwo, masz prawo do tego, idź i niech ci życie będzie lekkiem.
Luziński zmięszany otworzył usta.
— Ja nie chcę nic.
— Dość tego, przerwał doktór — weź co ci daję bez wstydu i bez wdzięczności, nauczyłeś mnie, że to jest spłata długu, posagiem tego geniuszu z którym się poślubiłem.
Widząc, że Walek nie tyka pieniędzy, doktór poruszony, rzucił mu je na ręce, wbił prawie za koszulę, i lekko ale stanowczo popchnął go ku drzwiom.
— Bądź zdrów, rzekł — na zawsze.
Wyrazy te powtórzył ciszej i zamknąwszy drzwi padł na sofę, blady, znękany, przybity. Nagle jakby myśl jakaś mu przyszła, pochwycił dzwonek stojący przed nim i gwałtownie go poruszył. Po chwili ukazał się stary służący we drzwiach.