czaszy rzucił w ogień papier i nogą popchnął, aby coprędzej spłonął.
— Szczęśliwie mnie Pan Bóg natchnął — rzekł głosem cichym — iżem się do was po przyjacielską i kapłańską radę udał. W pierwszym impecie byłbym na Ewunię wpadł, Kropiwnicką złajał i dom do góry nogami wywrócił. Byłoby z tego gadania więcej, niż warto. Macie słuszność, motus, cicho, ani słowa. Niech go Żółtkiewicz wyprawi do Lublina, a Ewuni darmo tem męczyć się nie godzi, toć niewinne stworzenie jak dziecię niemowlątko, po co pokój jej zakłócać.
— I ludziom siebie i dom dawać na zęby — rzekł Reformat.
Podczaszy się znacznie uspokoił.
— Siadaj, mój ojcze, jeszcze pomówić potrzeba. Jesteś dobry do rady. Poślę waszemu klasztorowi beczkę miodu, pięć baranów i pszenicy na opłatki.
Strona:PL JI Kraszewski Ewunia.djvu/113
Ta strona została skorygowana.