— drogi już jesienne, ludzi mało, i pustka gorsza niż kiedy.
— Hm! — chrząknął Kasztelanic zabierając się do śniadania, i na tem skończyła się rozmowa. Nie pora była ją przedłużać; bo pan Samuel i Rotmistrz, pilnując się obiadowej godziny, otworzyli drzwi i razem weszli do sali.
Obiad przeszedł w złowrogiem milczeniu. Panna Aniela stawiła się do stołu, ale na nią ani spojrzał Kasztelanic, ani zagadał do Termińskiego; kilka razy ukradkiem obejrzała się ona na Jasia, który spokojnie oczy miał wlepione w swój talerz i udawał skromnego, niewinnego chłopaczka. Bulwa, polityk, wielki znawca ludzi, choć go o to z brzucha i facjaty nikt nie posądził, czuł jakieś zmiany w powietrzu! przewidywał katastrofy, i siedział jak na szpilkach, niewiedząc zkąd piorun uderzy, a lękając się żeby guza nie oberwał.
Pan Samuel równie milczący jak wszyscy, i co mu się często zdarzało, żeby snu potem bratu nie przerywać, wysunął się w czasie ustawiania warcabów, a Rotmistrz korzystał z otwarcia drzwi i drapnął za nim. Bulwa, nie spytany o nic, odprawiony skinieniem, umknął zamyślony, tak że przy grze rozpoczynającej się machinalnie, już nikogo nie było.
Tę właśnie chwilę obrał Jasiek do zadania śmiertelnego ciosu spiskowym; posunął pierwszą figurę, podniósł głowę, zbladł jak chustka bo wiedział co ważył, i rozpoczął:
— Stryj dobrodziej, czy uchowaj Boże nie cierpiący? bo go widzę od tych kilku dni zmienionym?
Jakkolwiek cicho i ostrożnie wymówione były te wyrazy, że gra powinna się była odbywać w milczeniu, a Kasztelanic przywykł do posłuszeństwa Jasia, uderzyło go to śmiałe odezwanie się; cały się wzdrygnął, oczy wzniósł blade i spytał:
— Od kiedyż to się mówi przy grze?
— Ja bo mam bardzo ważne powody do mówienia — odparł Jaś cichuteńkim tak wymierzonym głosem, by go z pod drzwi dosłyszeć nie było można; — mam
Strona:PL JI Kraszewski Interesa familijne.djvu/343
Ta strona została uwierzytelniona.