Strona:PL JI Kraszewski Interesa familijne.djvu/375

Ta strona została uwierzytelniona.

starzec spojrzał na księdza, spostrzegł błyszczącą w powiekach jego kroplę, owoc litości chrześcijańskiej i zdumiał się i zadumał.
Ale wprędce uśmiech stary, niedowiarstwa, szyderstwa, chłodu, pokazał się na zbladłych jego ustach.
— A! a! — rzekł cicho — jakiby to był dla Jegomości tryumf, nawrócenie takiego jak ja grzesznika! nie prawdaż? byłoby się czem pochlubić.
Proboszcz wstał aż z krzesła dźwignięty gniewem, któren ledwie pohamować potrafił.
— O! o! nie gniewajże się mój dobrodzieju — rzekł Kasztelanic — nie chciałem cię obrazić! Ale nie myśl o mojej duszy — dodał gorżko — bo ja w te błazeństwa nigdy nie uwierzę....
Nie było sposobu nie tylko nawracać, ale nawet mówić z tym człowiekiem; ksiądz Bakałowski z żalem to postrzegł, pożałował nawet, że przyjął testament, króren natchnęła nienawiść ku ludziom; jednakże obawiając się by gorszego coś jeszcze nie zrobił Kasztelanic, zatrzymał go, uznając potrzebę spytania:
— Chociaż to do mnie nic nie należy, jak tam pan Dobrodziej rozporządzasz tem co mu Bóg dał — jednakże widząc jego uczucia, niepodobna żebym nie zapytał co zawiera ta karta, którą mam powierzoną? Nie mogę być pośrednikiem do uczynku coby miał w sobie charakter niechrześcijański....
Kasztelanic spojrzał mu w oczy trochę niecierpliwie i prawie gniewnie.
— Cóż chcesz księże? żebym na kościoły i szpitale rozpisał majątek? Tego tam nie ma, to pewna; ale też i nic tak bardzo wszetecznego jak myślisz...
— Pan mi na to dajesz słowo? — spytał kapłan poważnie.
— Słowo! — odparł Kasztelanic — wstydzić się nie będziesz miał powodu.... śmiać się tylko mogą ludzie, a niektórzy wściekać!
Zamilkli; Bulwa, który już czatował żeby bez niego interes o dziesięcinę nie traktował, pokazał się ostrożnie ze drzwi do jadalnej sali, którędy zwykł był