Strona:PL JI Kraszewski Interesa familijne.djvu/378

Ta strona została uwierzytelniona.

niem z odniesionego zwycięstwa wszedł do swojego pokoju.
My odwróćmy się na chwilę od niego i pospieszmy za Jaśkiem, który do miasteczka dla narady z Sobockim popędził. Nie bez drżenia wewnętrznego i strachu zdobył on się na krok, którego następności dobrze obrachować nie mógł, ale czuł że straszne być musiały. Wyobraźnia nastręczała mu więzienie, wygnanie, upokorzenia i kary haniebne; ale z drugiej strony widział przyszłość tak świetną, tak wielką, tak gorącą, że dla niej gotów był na największe ofiary. Życie dla niego nie mogło być czem innem tylko użyciem; celu nie miał w niem nad nasycenie, nie drgało w nim serce, nie podnosiła się dusza, wszystko było obojętnem krom tego złota, za które świat chciał kupić. Pomimo więc wahania i strachu, które najwięcej pochodziły ztąd, że się musiał wiązać z Sobockim, którego się lękał i nie mógł mu wierzyć, brnął dalej Jasiek, powtarzając tylko że się udać musi.
Przybywszy do miasteczka, pobiegł zaraz do domku kancelisty, ale go zastał próżnym, stróż tylko drwa rąbał na progu. Antosi nie było, ani dziecka, ani sługi, a Sobocki gdzieś hulał.
— Gdzie jest pan? — spytał starego chłopa z fajeczką w zębach, powoli kolącego drzewo i nie wielką mającego ochotę wdawać się w rozmowę.
— A kto go wie? — mruknął najemnik.
— A pani? — nacierał Jasiek.
— Jaka pani?
— Tutejsza przecie.
— Ja tu pani nie widziałem...
— Wszak tu mieszka Sobocki?
— Musi być... Sobacki czy Sobocki... a zresztą popytajcie sąsiadów, bo ja nie tutejszy.
Jaś nie wiedział gdzie się objaśnić lepiej, gdy zobaczył z zakasanemi rękoma stojącą z drugiej strony parkanu czerwoną służącę, która zdawała się wyzywać go oczyma do pogadanki; obrócił się ku niej:
— Nie wiecie moja kochana, gdzie Sobocki?