Strona:PL JI Kraszewski Interesa familijne.djvu/472

Ta strona została uwierzytelniona.

— Ale ci to nie przywykłemu może zaszkodzić? — rzekł Hieronim — ty rzadko w takiej porze się przechadzasz.
— I owszem! i owszem; ale w którąż idziesz stronę?
— Ku Zahałemu, jak widzisz!
— To dobrze; ja chcę moją sienną stertę zobaczyć to będzie po drodze... pójdziemy razem.
— Nie wiem tylko czy ty się ze mną zejdziesz?
— O! ja tak szybko chodzę! nie uwierzysz! — prędko podchwycił Paweł. — Otóż, o czem to mówiliśmy! a! o tej przeklętej sukcesji! Wystaw sobie, wszyscy są za procesem...
Hieronim powtórnie ramionami ruszył.
— Jeśli chcą, niech próbują szczęścia...
— I ojciec nawet...
— Szanuję wolę jego, nie podzielam zdania...
— A więc, ty, tobyś się gotów i zrzec coby na ciebie przypadło? — podchwycił niby śmiejąc się Paweł.
— Zrzec się, nie — rzekł Hieronim — mam dzieci, panie Pawle; ale że należeć do procesu nie mogę to pewna.... pieniędzy nie mam, głowy do niego wcale... do czegóżbym się zdał?
— Wszyscy mówią, że coś wygrać możemy!...
— Dałby to Bóg, ja w to nie wierzę!
Rozmowa toczyła się tak obojętnie, i do propozycji nie było jakoś zręczności; choć się Paweł usiłował zbliżyć do nich, szło mu oporem, język kołowaciał w ustach.... a tu strach jeszcze, by posłaniec nie nadbiegł.... Szczęściem byli w polu, gdzie ich odszukać było nie łatwo.
— Co do mnie — powoli rzekł po chwili — ja muszę ojcu do procesu dopomagać.... nawet miałem tę myśl, żeby wszystkich co o to nie bardzo dbają schedy ponabywać i samemu już parać się z panem Sobockim.
Hieronim spojrzał na niego, ale pan Paweł oczy miał spuszczone, minkę niewinną.
— A! nabywasz — uśmiechnął się Hieronim. (Teraz to rozumiem — dodał w duchu — po co ze mną ku