Strona:PL JI Kraszewski Jeden z tysiąca from Ziarno 1889 No 05 1.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.
JEDEN Z TYSIĄCA.
przez
Józefa Ignacego Kraszewskiego.
(Dalszy ciąg.)

Pierwszy raz poczułem na sobie skutek pieniędzy i byłem jak ów, co nigdy nic prócz wody nie kosztując, nagle dorwał się kieliszka wódki. Wrażenie, jakie to bogactwo uczyniło na mnie, było w początku błogie, serdeczne, chciałem dzielić się z ubogiemi, pożyczać przyjaciołom, stać się dobroczyńcą, ale tuż nadeszła chciwostka jakaś, skąpstwo i samolubstwo, które poczęło mi szeptać o tych wszystkich pięknych i miłych rzeczach, które za tyle pieniędzy mieć było można... a ja potrzebowałem też tak wiele!..
Matuniu, uśmiechniesz się pewnie z mojej naiwnej spowiedzi, ale przywykłaś do zwierzeń syna, do czytania w jego duszy, do śledzenia nawet przelotnej chmurki każdej, która po jego czole przebiega. I przed kim-że bym odkrył się tak cały, aby znaleźć wsparcie i radę?
Za kwitem wielkiego człowieka, choć nierychło, znowu wydano mi pieniądze, i znalazłem się w srogiej niepewności, jak niemi rozporządzić. Zrobiłem bilans ścisły i wszystkie zliczywszy potrzeby, zdziwiłem się, gdym spostrzegł, że mi ledwie wystarczy na to, co konieczne... Musiałem się przeodziać zupełnie, bo moje stare poczciwe akademickie odzienie, które schowałem na pamiątkę, już mi służyć nie mogło, trzeba było nie całkiem odartym i przyzwoicie pokazać się w miejscu, gdzie tak ważną zająć miałem posadę.
Jak u ubogiego człowieka wszystko, co dla innych jest potrzebą i wielkie przybiera rozmiary, ale za to jak każda drobnostka może wielką rozkosz sprawić.
Miałem ochotę sam śmiać się trochę z siebie i ważność, jaką nadawałem obmyśleniu każdej części mojego stroju i wyekwipowaniu. Jakie dać guziki do vice munduru? jakiego kroju płaszcz zrobić? co sprawić sobić na zimę, szopy czy wspaniały surdut watowany z kołnierzem bobrowym? Czasem jest się trochę dzieckiem i wiedząc o tem, nie można się nie dziecinnić. Szczęście uczyniło mnie studentem: nauczyło marzyć, spodziewać się, roić i malować sobie przyszłość.
Ale dla ciebie dość, kochana mateczko, gdy ci powiem, żem spokojny, żem szczęśliwy; nawał tylko roboty przed odjazdem zmusza mnie przerwać list i odłożyć resztę spowiedzi na ostatnią chwilę. Napiszę ci jeszcze, wybierając się ztąd na miejsce mojego przeznaczenia, teraz pozwól, bym z synowskiem uczuciem upadł do nóg Twoich i prosił Cię o błogosławieństwo w drogę na szeroki świat.

(Dalszy ciąg nastąpi).