Strona:PL JI Kraszewski Jeden z tysiąca from Ziarno 1889 No 36 1.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.
JEDEN Z TYSIĄCA.
przez
Józefa Ignacego Kraszewskiego.
(Dalszy ciąg.)

Ja, com dawno do wnętrza takiej rodziny nie zajrzał, uczułem się niem orzeźwiony, weselszy; nie chciało mi się odchodzić, a oni też, że pora przychodziła herbaty, szczerze mnie prosili bym został z nimi. Zacząłem rozpytywać się o miasteczko i miło mi było z ich ust posłyszeć, że to kątek, w którym zeszli się prawie sami ludzie poczciwi. O niektórych wprawdzie milczeli, dyskretnie utrzymując, że nie dosyć ich znają, by mogli sądzić, ale w ogóle chwalą towarzystwo, miejsce, taniość, pokój, i całą okolicę.
Nie mogłem trafić szczęśliwiej.
Matka tylko jakoś dziwnie rozpytywała mnie, gdzie i jak poznałem Herniszkę i, nie wiele o nim sama chcąc mi powiedzieć, zaraz zamilkła, ale zapewne i jego znają mało.
Stosunki ich z miastem, jak widać, ograniczone, wychodzą rzadko, widują kółko niewielkie, dobrze im z sobą i własne gronko wystarcza. Młody wnuk ma jakieś miejsce w biurze, panienka gospodarzy, pomagając matce, stary się domem i ogrodem zajmuje jak może, i tak w pracy ciche dnie płyną.
Pomimo wielkiej oględności z jaką mówią o ludziach, wspomnieli i oni coś o emulacyi pomiędzy Aristotelesem i baszą... oba mają być zazdrośni władzy i znaczenia, ztąd między niemi nieustanne zatargi... nie mają co robić to się z sobą bawią grą miłości własnej. Cała trudność dla nas mniejszych, którzy jak widzę, musimy od razu wybierać komu służyć, gdyż obu niepodobna. Szkoła dzieli się na dwa stronnictwa, do których ja nie myślę należeć.
Będę grzecznym dla obu, ale dla czegożbym miał sobie narażać drugiego, kiedy żadnego z nich ani znam dość, ani kocham tak bardzo, bym miał dla niego, stosunków z drugim się wyrzekać??
Wyszedłem od moich gospodarzy taki wesół i szczęśliwy, że pod ten dach zacny się dostałem, iżem aż Bogu modlitwą za to podziękował.
Mam jeszcze dwa pokoiki, któreby zajęte być mogły... matuniu kochana? to do ciebie przymówka!!

IV.

Dość dawno już nie pisałem, kochana mateczko, ale też pewien jestem, że domyślasz się ile ja tu w pierwszych dniach miałem zatrudnień, i nie posądzasz może ani o chorobę, ani o niedbalstwo. Musiałem się installować na nowem gospodarstwie w domu, i przybywszy tu z jednem tłomoczkiem, zasposobić we wszystko, począwszy od nieuchronnego samowaru, do najnieuchronniejszej miednicy i karafki. Z mojem niedoświadczeniem ileż to kłopotu! ale zdaje się, że drobnostki Pan Bóg umyślnie daje ubogim, jako zajęcie i rozrywkę, aby ich myśl odwrócił od zapatrywania się nieustannego na położenie dla wielu przykre, tylko porównaniem z innemi, bo w istocie... mnie ubóstwo nie cięży. Za to ileż pociech, których nie mają bogaci, bo dla nich wszystko spowszedniało! ile co chwila przyjemności żywych bo nie zużytych! jak każda rzecz cieszy i bawi!

(Dalszy ciąg nastąpi.)