Strona:PL JI Kraszewski Jeden z wielu 2.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

Ze swego dotychczasowego życia Florek zdawał się tak rad, tak niém zaspokojony, w zgodzie z sobą, iż nie śmiałem mu czynić uwag nad niesłychaną zmiennością i ciągłemi zwrotami w coraz nowych kierunkach. Sam on zresztą, poczuwając się do tego, co mu zarzucić było można, tłumaczył się rozmaitemi okolicznościami. Zdawało się, jak mówił, że teraz na czas jakiś przynajmniéj wytrwać musi w tém, co rozpoczął. Zobowiązania były znaczne, a teść, który w nich wielki brał udział, stał na straży. Budowano więc koléj; z jakim skutkiem i jak trafném obrachowaniem rezultatów — nie wiem.
W rok potem spotkaliśmy się znowu.
Florek był blady, zmęczony, zmieniony i przypominał stworzenie na uwięzi trzymane, które się wyrwać nie może. Zeszliśmy się przypadkiem w restauracyi i ledwie go poznałem. Zestarzał się; dawny elegant ubrany był bez starania, a twarz zdradzała chroniczne znudzenie, przechodzące niemal w jakąś senność i odrętwienie. Spytałem naturalnie o powodzenie nowego przedsiębiorstwa. Był roztargniony, gdy przyszło odpowiadać.
— Wiesz — rzekł — przekonywam się, że jestem człowiekiem pomysłów ale wcale nie wykonawcą. Mechaniczne wcielanie myśli, ze wszystkiemi nieuchronnemi omyłkami, jakie prowadzi za sobą, nie moją jest rzeczą. Zdałem zupełnie interesa na teścia. Różniliśmy się też w pojęciach wielu, a być może, iż on jest praktyczniejszym.
— Ale przecież teraz musisz się czémś zajmować — przerwałem — bo o ile cię znam, nie wyżyłbyś w próżni. Musisz ciągle nad czémś pracować.
Florek westchnął.
— Nie pracuję — rzekł — odpoczywam. Wszystko mnie znudziło, każde zadanie wyczerpuje mię tak prędko, wszystko jest tak płytkie i tak prędko się dna dosięga, że pracować daléj odpada ochota. Bawię się, rozrywam, aby życie przynajmniéj znośném uczynić.
Spojrzał na mnie smutnie, uśmiechając się.
— Przeszedłem już przez namiętne miłośnictwo kwiatów, hodowałem zapamiętale tulipany i hiacenty, miałem cudowny zbiór kaktusów poczwarnie pięknych, ale i to porzuciłem. Tulipanami bawi się jeszcze moja żona, z kaktusami nie wiem co się stało.
Pomyślał nieco i dodał.
— Zaczynam zbierać ceramikę. Ułożyłem sobie plan ogromnie rozległy, aby mi stał na długo; począwszy od przedhistorycznych skorupek lepionych w ręku, na wpół z grubym piaskiem, chcąc systematycznie dojść choćby tylko do majolik XVI wieku, nie tykając już porcelany... będę miał na długo zajęcie.
— Wiesz — dodał — mnie się zdaje teraz, że ja wprost urodziłem się predestynowany na kolekcyonistę, na zbieracza. Jest to w oczach wielu śmieszném, ale jak Darwin dowodzi, że robakom winniśmy ziemię rodzajną, tak okazało by się może, iż materyał historyczny winni dziejopisowie skromnym antykwarzom zbierającym skorupy. Powołanie to, przytem, ma tę dobrą stronę, że nie wychodząc z niego można zmieniać kierunki.
Nazbierawszy ceramiki do syta, pocznę ściągać wyroby kruszcowe: bronz, żelazo, złoto, srebro, mieszaniny kruszców, które już pewnego stopnia cywilizacyi dowodzą... mają swą historyą, zaledwie rozpoczętą.
Nie mogłem się oprzeć naleganiu Floryana i musiałem mu przyrzec, że go nazajutrz odwiedzę, aby obejrzeć pierwsze początki muzeum ceramiki.
Młode małżeństwo mieszkało w jedném ze skrzydeł ogromnego gmachu, należącego do bankiera-teścia. Wyglądało tu wszystko aż nadto pokaźnie i zbytkownie, ale od pierwszego pytania o pana Floryana postrzegłem, że on tu zajmował stanowisko jakieś bardzo podrzędne.
Pytałem o pana, odpowiadano mi panią, naostatek przez korytarze od tyłu zaprowadzono do mieszkania Florka, który czekał już na mnie.
Apartament, przypominający mieszkanie kawalerskie, dosyć obszerny, zapełniony był zabytkami z różnych epok nie historycznych ale żywota gospodarza; wszystko to świadczyło o wielkiéj niestałości charakteru, ale zarazem o tém, że Florek zawsze porzucając jakieś zajęcie, obiecywał sobie do niego powrócić i zachowywał niektóre niedokończone prace i ich narzędzia.
Nie miałem jednak czasu się w tém rozpatrywać, gdyż z gorączkowym pospiechem przeprowadził mnie do gabinetu, w którym ceramika zajmowała już półki, stoliki, stała na podłodze, na oknach i gromadziła się po kątach. Wszystko to nie rozklasyfikowane, dziwacznie się z sobą sprzeczało: etruskie wazy stały obok urn naszych, i egipskie bożki gliniane obok miseczek ze zgliszcz słowiańskich. Na pierwszy nawet rzut oka można było dostrzedz, że wielki pospiech i namiętność w zbieraniu, nie dały Floryanowi odróżnić prawdziwie starożytnych skorupek od dosyć niezgrabnych podrabiań.
Zwróciłem na to jego uwagę, pamiętając o lampkach starożytnych, tak obfitych w Neapolu, których ma niby dostarczać Pompeja, a w istocie lepią je współczesne nam i dosyć niezręczne palce.
Floryan się zadumał.
— Jak widzisz — rzekł — mam mój system. Naprzód zbieram masami, potem segreguję i brakuję. Być może, iż są podrabiane, bo czegóż dziś nie fałszują. Nawet gliniane tablice już się setkami lepią na sprzedaż.
Westchnął.
Zbiór był już dosyć liczny, a właściciel przyznał mi się z westchnieniem, że go stosunkowo bardzo dużo kosztował.
— Naturalnie — dodał kwaśno — do ceramiki należy i „terracotta” a więc i figurynki tanagryjskie, ale zbierajże je, proszę, kiedy za jednę, i to może sfałszowaną, żądają po kilka tysięcy franków.
Zadumał się chwilę, postał nad rozłożoną u nóg swych ceramiką niby etruską i szepnął:
— Wiesz, mnie się zdaje, że ceramice potrzeba będzie dać za wygraną, nie wydołam temu. Straciłem wiele, a choć po żonie wziąłem bardzo znaczne wyposażenie, ale tykać go nie chcę i nie mogę na fantazye własne.
Po chwili wrócił jednak z zapałem do ceramiki, ożywił się nią i zaczął mi rozpowiadać, jak niespodziane w wycieczce do Włoch, po małych miasteczkach, robił odkrycia.
Zapukano do drzwi. Florek porwał się szybko; była to żona jego, któréj dotąd nie znałem; młoda jeszcze ale blada i równie jak on zdająca się zmęczoną i znudzoną. Strój ranny dowodził, że ubranie w życiu jéj zajmowało niepoślednią rolę.
Z uśmieszkiem szyderskim mówiła o mężowskich upodobaniach.
— Wolę już to — dokończyła — niż sport wyścigowy, na który inni tyle tracą...
Z obejścia się z żoną łatwo było poznać, iż Florek zajmował tu miejsce bardzo podrzędne, a żona rozkazywała. Ona