dla siebie i Tomcia; bawił się trochę z dziécięciem i próbował wrócić do dawnych zajęć.
Choroba jednak, troski, zmiana położenia, obawy jakie ona budziła, myśl ciągle zaprzątnięta odpowiedzialnością, kasą, pryncypałem, tak oddziałały na niego, że uczuł się zupełnie niezdolnym wzleciéć w te sfery, w których dawniéj przemieszkiwał.
Był po przebyciu tego przesilenia jakby innym człowiekiem. Ochota i zapał w nim ostygły. Przerzucając stare swe szpargały, dziwił się, znajdując w nich jakby człowieka nieznanego i między tym samym a sobą — przepaść.
Słusznie czy nie, przypisywał to w początku skutkom choroby, która wycieńczając organizm, osłabiła ducha.
Ale owładnął nim smutek, bo mu się zdawało, że postradał młodość, zapał i że już ich nigdy nie odzyszcze. Teraz więc istotnie nie zdał się może na nic więcéj, tylko na takiego posłusznego oficyalistę, pilnującego kluczów i stylizującego obojętną korespondencyą.
Wszystkie mrzonki downe o życiu jakże były daleko, jak ono się przedstawiało ogołocone z ideału, biedne, nieznaczące, bezsilne! Pocieszało go jedno tylko, że będzie mógł wychować Tomcia i z niego zrobić to, czém sam już być nie mógł.
Prezes po kilku dniach powrócił i natychmiast
Strona:PL JI Kraszewski Od kolébki do mogiły.djvu/474
Ta strona została skorygowana.