Postrzegłszy, że kilka osób ku bramie nadciąga, Czokołd ruszył od niéj. Chodź waćpan kawał zemną kiedy chcesz... rzekł: pogadamy...
Stolnik osłupiały, posłuszny, znękany, na rozkaz posunął się za Czokołdem, który sam nie wiedząc dokąd prowadził go drogą pustą... Gdy się kawałek dobry oddalili, Czokołd się ku niemu odwrócił, i stanął.
— Wedle wszelkiego do prawdy podobieństwa, już my się z sobą w życiu nie zobaczymy, rzekł powoli. Umiałem się wybiegać waszym pogoniom dotąd, jestem pewien, że ich uniknę na przyszłość, z dzieckiem się trzeba pożegnać.
— Ale ono z tęsknoty do nas umrze! zawołał Cieszym.
— Nie, bom się o to postarał, aby o was zapomniało, a mnie musiało pokochać... Postaram się jeszcze, aby w pamięci jego imię się nawet wasze zatarło, przeszłość cała; uczynię z niego innego niż wybyście mogli człowieka, będzie synem moim przybranym, zostanie ubogim, ale mam nadzieję, że się dorobi imienia, fortuny, poszanowania...
Stolnik był cały drżący.
— Czokołdzie, odezwał się, nie dręcz mnie więcéj! Chciałeś zemsty, miałeś ją, dokonałeś swego, czas mieć nad rodzicami miłosierdzie... ja ci dam....
Strona:PL JI Kraszewski Zemsta Czokołdowa.djvu/428
Ta strona została uwierzytelniona.