niż dla niej, ponieważ była pozbawioną wzroku.
Szła dalej, coraz dalej. Obawa jej wzrastała z każdą chwilą, ponieważ tru dy i wysilenia błąkały prawie jej zmysły.
A jeżeli nie wydostanie się na wolność? Jeżeli padnie tutaj sił pozbawiona.
W takim razie byłaby zgubioną. Przekonywała się o tem z największą zgrozą. Zimny dreszcz przebiegał jej członki. Włosy stawały jej na głowie. Drżała, kolana chwiały się pod nią, zimno ścinało jej członki.
Wymawiała pomięszane, nie mające związku wyrazy... zdawała się tracić rozum wobec tych strasznych wrażeń.
Korytarz podziemny zdawał się być bez końca.
Sassa stanęła i wsparła się o ścianę.
Czy miała wracać?... A może czerwony Sarafan przyjdzie do wieży i nie zastanie jej!...
Nie!... skoro zaszła tak daleko, powinna była użyć ostatnich sił, ażeby dostać się do wyjścia, bo przecież jakieś wyjście być musiało.
Szła dalej.
Pierś jej wznosiła się gwałtownie... powietrze było napełnione szkodliwemi gazami... groziło jej zaduszenie.
Chwiała się.
Nagle uderzyła nogą o kamień... wyciągnęła ręce...
Krzyk przerażenia rozległ się w podziemiu...
Przyszła do końca lochu, ale wyjście z niego było zasypane kamieniami, i ziemią! Nie było wyjścia! Była zagrzebaną!
Nie była w stanie przenieść tego zawodu.
Załamała ręce rozpacznie!
— Na pomoc!... litości! — wołała słabym, zamierającym głosem, — wybaw mnie, ocal Sarafanie!... Umieram! powietrza!... precz stąd!... Mój ukochany panie...
Wymawiając te wyrazy, padła bez zmysłów.
Przedmiotem jej ostatniej myśli był Jan Sobieski.
Biedna ślepa niewolnica padła na rumowisko, którem zasypane było wyj ście.
Jeszcze westchnienie wydobyło się z jej piersi.
Potem nastąpiła cisza, śmiertelna cisza w podziemiu, w tym wielkim, ponurym grobie, do którego żaden odgłos ze świata nie mógł się dostać.
Sassa nie poruszała się.
Imię Sobieskiego zmarło na jej ustach, a wśród snów gorączkowych czuła go przy sobie...
Sen był litościwszym, niż rzeczywistość!”
Tymczasem król Michał położył koniec intrygom dworskim w ten sposób, że zawarł związki małżeńskie z arcyksiężniczką Eleonorą, otrzymawszy od cesarza Leopolda order Złotego Runa.
Jakkolwiek jednak świetną była uroczystość zaślubin, szczęście nie zawitało do królewskiego zamku.
Młoda królowa tylko ze względów politycznych oddała królowi rękę, a kochała nie jego, lecz księcia lotaryńskiego, który współcześnie z Michałem ubiegał się o koronę, to też nie czuła