Strona:PL Jan III Sobieski król Polski czyli Ślepa niewolnica z Sziras.djvu/18

Ta strona została przepisana.
 20
JAN III SOBIESKI.

Nagle w jednym z bardziej oddalonych punktów placu dał się słyszeć nieokreślony, przejmujący krzyk i moż na było dokładnie widzieć, jak stojący tam tłum cofnął się na wszystkie strony, jak gdyby bomba mająca pęknąć tam padła.
W ogólnej jednak radości i oczekiwaniu przebrzmiał ten krzyk i niezważano na ożywioną scenę, która się odgrywała w tem miejscu.
Wkrótce potem jednak przerażenie i wzburzenie przybrało większe rozmiary. Tłum zebrany w tym punkcie placu zdawał się być zajęty jakiemś bardzo szczególnem widowiskiem, a zdziwienie i przestrach obejmowały coraz szersze koła.
W tej chwili trąby obwieściły zbliżanie się orszaku.
Rozpoczynał go oddział straży torujący przejście pomiędzy tłumem. Dalej jechał konno nowy kasztelan Jan Zamojski, mąż podeszłego już wieku, w wspaniałych szatach, a obok niego młoda, dobrotliwie uśmiechnięta, piękna małżonka, kłaniająca się uprzejmie na wszystkie strony. Była ona córką margrabiego Lagrange d’Arquien i obok starego, poważnego Zamojskiego wyglądała jak świeżo rozwinięta róża.
Bogato przystrojona służba z oznakami herbowemi kasztelana i jego małżonki stanowiła orszak, który zamykał oddział na francuski sposób przybranych muszkieterów.
Na obszernym placu zatrzymał kasztelan konia i przemówił kilka słów do delegatów mieszczaństwa, którzy przystąpili do niego. Powiedział, że uważa sobie za zaszczyt uroczyste przyjęcie i zalecił, żeby na placu przed bramą rozdano ludności wino, mięsiwa i pieniądze.
Następnie orszak ruszył dalej i znikł wkrótce w bramie miejskiej.
Część tłumu pośpieszyła za orszakiem, ażeby widzieć wjazd do zamku, większość jednak pozostała na miejscu, w oczekiwaniu przyrzeczonego ugoszczenia.
Nagle wzmogła się ciżba i dał się słyszeć krzyk głośny:
— Czerwony Sarafan! Patrzcie Czerwony Sarafan!
Okrzyk ten rozlegał się w powietrzu.
Szczególna postać ukazała się w pośród tłumu, wyprawiająca najdziksze skoki i śmiejąca się hałaśliwie. Był to mężczyzna w szczególnie nieprzyjemnym dla oka stroju, z twarzą wykrzywioną obłąkanym uśmiechem, z której nie można było poznać jego wieku. W niektórych chwilach zdawał się młodym, w niektórych starym. Gdy twarz skrzywił do okropnego, szatańskiego uśmiechu, zdawał się młodym; gdy był poważnym, widać było na jego twarzy głęboko wyryte zmarszczki.
Czerwony Sarafan miał rude jak płomień włosy, nosił na sobie czerwoną bluzę, czerwone obcisłe spodnie i czerwone buty. Widząc go można było przy puścić, że to waryat, że to pijany, że to ktoś wracający z balu maskowego i pozwalający sobie wśród lata karnawałowych żarcików. A jednak odrażająca jego postać miała w sobie coś, co odpychało i przejmowało jakąś grozą.
Nikt nie wiedział, skąd czerwony Sarafan przybywa, a jednak wszyscy zdawali się znać go i lękać się. Starzy i młodzi uciekali od niego z przestrachem. Czerwony dyabeł jednak nie zrażał się pomiędzy tłumy, wstrząsając rękami na wszystkie strony i śmiejąc się ponuro, jak wyrzutek piekła, a zarazem wydając piekielne krzyki.