Strona:PL Jan Kasprowicz-Dzieła poetyckie t.1.djvu/339

Ta strona została uwierzytelniona.
233
DWAJ BRACIA RODZENI

Cieką ze mnie, powiadam, jak z glisty!...
Ten się ciaćka!... Ja nie mam ochoty
Sam pracować... Chłop z niego sążnisty,
A chce mu się bawiuchnać... w wymłoty!...

Tak! powiadam, bawiuchnać chce mu się,
A chłop z niego, powiadam, sążnisty!
Zresztą, mówię, cygański Jezusie!
Co przechrzciwasz dzieciaka? Mój-isty
Syn, nie żaden Walosik... Za włósię
Szkapę ciągnij, nie człeka!...« »Nieczysty

Chyba w tobie rozpuścił języki« —
Tak brat starszy... Ja na to: »za włósię
Ciągnij szkapę, rób innym przytyki,
Mój jest Kazio... Kaziunio... Polusię
Idź się spytać o imię!... Nie w smyki
Pójdzie syn mój, lecz w pany chce mu się...«

»A cóż tobie się plecie po głowie?
Czy to w pany chce mu się czy w smyki,
Tego dzisiaj nie wiedzieć« — odpowie —
Tak odpowie brat starszy — »tu krzyki
Twoje na nic« — odpowie... — »W narowie
Już, powiada, masz takie języki...«

»Ba!« ja na to — »trafiłeś, jak w sedno!...
Mam w narowie, czy nie mam w narowie,
Co jest komu do czego?... To jedno:
Mój nie żaden Walosik...« »Hm!« powie,
»Ale miał być Walosik!...« »Obrzedną,
Stul-że gębę, bo dam ci — na zdrowie!«

Ale miał być Walosik!... Patrzcie go!
Hm... Walosik!... Stul gębę obrzedną!
Miał czy nie miał! cóż tobie do tego?...
Miał być!... prawda!... Oj! duszę mą biedną