Strona:PL Jan Sten - Jeden miesiąc życia.djvu/062

Ta strona została przepisana.

i te, które szydzą i te, które płaczą, i te które przeklinają. I zanim zasnę, słuchać będę tych myśli: i tej szydzącej, która szepnie mi, żem podły, bo od zbawienia uciekłem — i tej płaczącej, która przypomni, żem nędzny — i tej przeklinającej, która spyta: czemu, czemu? — i odpowie, że cudzych losów zagadkowy skręt, to jest moja nędza.
A! Spijmy...


Dnia 12 stycznia.

Uspokoiłem się znacznie. Onegdaj przeleżałem prawie dzień cały, zapuściwszy story. Wczoraj byłem »normalny«. Miałem nawet gości. Jestem bowiem dobrym przyjacielem. Odkąd te zaręczyny stały się głośne w naszej kolonii, postanowiłem wyprawić dla narzeczonych mały wieczorek. Wczoraj to uskuteczniłem. Miałem wiele zachodów, bo ona jest jeszcze chora i musi wystrzegać się w jedzeniu. Pół dnia przesiedziałem w kuchni swojej gospodyni, przeszkadzając jej uwagami i ostrzeżeniami. Ostatecznie zebranie udało się dobrze i wszyscy, kto miał przybyć, przyszli, bo dla Turskiego wszędzie są jaknajżyczliwsi. Był Poliński, doktór Korzycki, Starzewicz, koleżanka Łużecka z Woydówną, Kloss z żoną...
Przy wejściu dałem Zaleskiej bukiet z samych