Strona:PL Jan Sten - Jeden miesiąc życia.djvu/069

Ta strona została przepisana.

Łzy schwyciły mię za gardło, wybuchnąłem płaczem, rykiem ohydnym, niepowstrzymanym.
Mais qu’as tu donc? T’es fou.
Tak!... Uciekłem, zbiegłem ze schodów, jak szalony — jestem w domu, zamknąłem się na klucz. Łzy już wyschły — ale palą. Wycisną mi chyba na licach pod oczami piętno na wieczność całą. Wszystka duma moja stopiła się w tych łzach. Ktoby chciał, mógłby plunąć mi w twarz, bo tak płacze tylko niemoc, nędza, miłość, która nawet przed ulicznicą nie wstydzi się hańby, że jest pogardzona.
Więc ją kocham? Kocham Zaleską? — Zapewne.


Dnia 15 stycznia.

Od kilku dni kręci mi się przed oczami jedna myśl, decyzya prawie, zagadnienie. Czy ja mógłbym Zaleską uwieść? Jest-że to możliwe, czy też nie? Wzgląd na Władka nie gra tu żadnej roli; nie uznaję innego obowiązku, oprócz swej chęci, i on może tu być najwyżej przeszkodą lub tryumfem. Idzie tylko o to, czy rzecz jest możliwa.
Badałem szanse. Ona jest zakochaną, prawie bez pamięci — to jest źle; są dopiero zaręczeni i mają tak zostać długo — to jest dobrze. Jestto bowiem ciągłe podrażnienie nie zaspoko-