Mówi zazdrość: Wiem, o co idzie, pisorymie!
Chciałbyś wziąć. Jędzo! ta się mnie troska nie imie,
By mi był nie zostawił ojciec nic po sobie,
Albo żebym nie umiał przestać na chudobie;
Jednakby mię Myszkowski Piotr był nie przebaczył,
Który swą hojną ręką podeprzeć mię raczył,
Nie przeto, żebym przed nim stał w pacholczem kole,
Albo i przy nastołce[1] ciągnął się przez pole;
Ale żebym, wygnawszy niedostatek z domu,
Tym głośniej śpiewał, a nie podlegał nikomu.
Tę łaskę jego, proszę, siostry wiekopomne,
Pomnicie opowiadać na czasy potomne,
Aby w niebie swą ludzkość i sam widział potem;
Bo żyw być, a nie słyszeć, ledwieby co po tem.
A ja, o panny! niechaj wiecznie wam hołduję,
I żywot swój na waszych ręku ofiaruję,
Kiedy ziemi zleciwszy śmiertelne zewłoki,
Ogniu rowien prędkiemu, przeniknę obłoki.
- ↑ czapraku.